Lubię być zaskakiwany i uwielbiam, gdy firma, której cygara naprawdę mnie nie ekscytują, robi coś nieoczekiwanego. Okazuje się, że tak właśnie stało się z Magic Toast. Jeśli chodzi o nazwę, Alan Rubin powiedział:
„Magic Toast swoją nazwę zawdzięcza dzięki nocy, która na zawsze wyryła się w mojej pamięci. Tej nocy zobaczyłem na własne oczy, przy świetle latarki, plon, który był nie do uwierzenia. Tytoń, wiedziałem, że znajdziemy dla niego specjalny projekt. Pod gwiazdami wraz z moim przyjacielem otworzyliśmy butelkę wyjątkowej whisky i wznieśliśmy toast za naszą przyszłość.”
Tak więc w tym kontekście nazwa ma również trochę więcej sensu. W każdym razie w fillerze Magic Toast znajdziemy liście honduraskie i nikaraguańskie, podwójny binder z Hondurasu i Nikaragui oraz wrapper z Hondurasu. Samo cygaro w różnych formatach paliłem około 8 lub 12 razy przed podjęciem się napisania recenzji.

Projekt banderoli jest ciekawy, w stylu art deco z gwiazdami i innymi symbolami i kolorami, które przywołują noc. Bardzo interesujące i przykuwające spojrzenia. Wrapper był ciemny jak noc, ciemny, ciemnoczekoladowo-brązowy kolor, bardzo oleisty i z odrobiną żyłek. Od razu w nosie pierwsze uderzenie aromatów to nuty skóry, anyżu i drewna z liścia okrywowego, podczas gdy aromat jaki możemy wyczuć gdy powąchamy cygaro od stopy to zdecydowane nuty ziemi i ziaren kawy oraz półsłodkiej czekolady.
Po samym rozpaleniu Magic Toast pojawiły się smaki ziemi, drewna i skóry, z odrobiną słodyczy i delikatnym akcentem czerwonej ostrej papryki na finiszu. Kiedy przepaliłem pierwszą tercję, pojawił się mocny i wyrazisty aromat zwęglonego drewna i bogate nuty skórzaste, wspierane przez ziarna espresso i półsłodką czekoladę. Początek naszego cygara to moc średnia do pełnej, w drugiej tercji przeszło od razu do pełnej mocy, serwując nam więcej nut skórzanych i kawowych, ale z ciągle narastającymi nutami ziemi i ciemnej czekolady. Ostatnia – trzecia – tercja była zdominowana przez skórzaste nuty, które były tam przez cały czas, z delikatną kawą i ciemną czekoladą w tle. Od czasu do czasu pojawiał się ciekawy i niespodziewany dla mnie tutaj smak anyżu.
Jeżeli chodzi o samo cygaro, to linia spalania była bardzo wyrównana choć popiół trochę się łuszczył, ale nie było tak źle. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych pozycji w portfolio Aleca Bradleya i ich najlepsze cygaro od czasu Post Embargo, oczywiście moim subiektywnym zdaniem. Był pełen smaków i aromatów, z dużą złożonością i równowagą między pikantnymi i słodkimi smakami. Jeśli, tak jak ja, spisałeś cygara od Aleca Bradleya na straty, jest to dobry moment, aby ponownie zwrócić na nie uwagę i sprawdzić czy potrafią Cię jeszcze czymś zaskoczyć.